SADY ŻOLIBORSKIE - gdy życie kwitnie i owocuje...

SADY ŻOLIBORSKIE - osiedle mieszkaniowe na terenie warszawskiej dzielnicy Żoliborz, powstałe na przełomie lat 50. i 60. XX wieku, zrealizowane na podstawie głęboko przemyślanej teorii urbanistycznej, zgodnie z którą ludzie mieszkali w małych blokach, luźno rozstawionych w grupach, zwanych koloniami i mieli spędzać czas w inteligentnie zaprojektowanej części wspólnej, całość zaś została zatopiona we wszechobecnej zieleni. Część zamieszkała pozbawiona była ruchu samochodowego - pojazdy, wówczas nieliczne, należało pozostawiać na otaczających osiedle parkingach. Nie pominięto również infrastruktury istotnej dla mieszkańców, a wiec żłobka, szkoły, przedszkola, sklepów, punktów usługowych i baru. Całość powstała z wykorzystaniem prefabrykatów, nowoczesna, dbająca o szczegóły, ale również wyróżniająca się wysoką jakością. Jeden z bloków osiedla uzyskał tytuł najładniejszego budynku w stolicy - Mister Warszawy 1961. Osiedle przetrwało w niezmiennym układzie do czasów obecnych...

O Sadach Żoliborskich usłyszałam po raz pierwszy w ubiegłym roku i bardzo zapadły mi w pamięć, ale również w serce. Jasne stało się, że koniecznie muszę je odwiedzić. Niezwykle trafiła mi do przekonania idea, która przyświecała twórcom tego terenu – zbudować osiedle mieszkaniowe w taki sposób, by zachować jak najwięcej drzew owocowych, istniejących w przejętych terenach sadowniczych. Zadanie zostało wykonane w sposób imponujący. I choć dziś drzewka mocno się zestarzały i nieco zdziczały, powszechnie obecne są na tym terenie jabłonie, grusze i śliwy. Zasypane owocami to szczerze radujący serce widok w mieście. Ależ piękne muszą być tutejsze wiosny. Tych owocowych drzew nie jest tu jednak wcale większość – mnóstwo i innych gatunków liściastych, krzewów, a także iglaków. Niemniej spacerując, mamy poczucie, że poruszamy się po przyjaznym przydomowym ogrodzie. Wspaniałe muszą być te wakacyjne letnie dni, kiedy społeczność zbiera owocowe plony, wesoło spędzając wspólny czas.

Pierwsze wrażenie, a dzień mojej wizyty należał do dość upalnych: błogość. Gęsta roślinność zapewnia jakże miły latem cień, inny jest także, bardziej wilgotny mikroklimat, a całość porywa swą sielskością poprzez szum ptaków, szelest liści, śmiechy dzieci, poszczekiwania psów. Gdy weszłam między budynki i oddaliłam się nieco od zgiełku zatłoczonej Warszawy, uległam poczuciu przeniesienia w inną przestrzeń – dobrą, bezpieczną, kojącą.

Od lat nic w żadnym mieście nie wywołało we mnie takiego stanu ducha. Wałęsałam się od skwerku do skwerku, od alejki do alejki, brodząc w gęstej, dorodnej i bardzo naturalnie pozostawionej zieleni, ciesząc się niespiesznie każdym krokiem. Chyba mogłabym tam zamieszkać…

Utkwiła mi w głowie taka błoga scenka. Staruszka siedzi na ławeczce i wygrzewa się na lipcowym popołudniowym słonku. Ciekawe, pomyślałam, czy nie siada na tej ławce od lat, od początku powstania osiedla. Siedziała tu, gdy jej dzieci biegały po parku, a teraz spogląda z niej na wnuki. Wiele mogłaby pewnie opowiedzieć historii o mieszkańcach tego miejsca, jednak nie odważyłam się podejść, nie chciałam zakłócać spokoju, byłam obca.

W innym miejscu parku grupa panów gra w szachy przy stoliczkach i świetnie się przy tym bawi. Mają swój świat, swoją rutynę bezpiecznej codzienności.

Dzieci jeżdżą na hulajnogach i rowerach. Dziewczynki grają w piłkę. Chłopcy pochylają się nad ławką z telefonami. Nastolatki z psem śmieją się, rozmawiając i gestykulując.

Betonowe donice i murki, stare krawężniki i trylinka – elementy architektury, które gdzie indziej dziś mnie rażą, tu pasują idealnie; bo są to w swoim naturalnym środowisku. Nie wiem, jak jest faktycznie, ale odnoszę wrażenie, że od czasów oddania osiedla do użytku niewiele tu unowocześniono. I dzięki temu wydaje się ono takie prawdziwe. I spójne, a to wywołuje wrażenie harmonii.

Mijamy po drodze z przystanku bar mleczny o nazwie, a jakże - SADY. Chyba nie zmienił się zbytnio od lat. I od lat niezmiennie służy mieszkańcom, bo ruch w nim napotkałam spory, mimo stosunkowo późnej pory wizyty. Menu tradycyjne barowe, wystrój już niemal retro, smak potraw wręcz kultowy. Wspaniale, że istnieją takie miejsca. Bar mleczny pasuje do tej przestrzeni o niebo lepiej niż dowolna sieciowa restauracja - idealnie integruje się z całym osiedlem.

Jako osoba nadzwyczaj praktyczna, prócz zachwytów, mam i sporo pytań. Bo czy tak niemal wchłonięte w zieleń domy oferują mieszkańcom wystarczająco dużo światła? Czy nie ma w nich wilgoci? A co z robactwem? No i jaki jest faktyczny stan murów, fundamentów i instalacji? Innymi słowy, czy da się w nich tak komfortowo mieszkać, jakie wrażenie stwarza otaczająca je przestrzeń?

Na wielu oknach można dostrzec kraty. Wynika z tego, że fakt, iż są schowane wśród zieleni, sprawia, że są również narażone na łatwiejszy dostęp intruzów. Nie dostrzegłam śladów monitoringu. Być może kamery są sprytnie ukryte, jednak przypuszczam, że tak gęstego i miejscami ciemnego terenu nie da się skutecznie monitorować.

Czy mieszka się tam dobrze? Mam nadzieję, że tak. Choć gdy pierwszy raz usłyszałam, że całe osiedle pozbawione jest ulic wewnętrznych i wszelkie wyposażenie i zakupy należy przenosić ze strefy parkingowej, otaczającej Sady, wewnętrzny leń krzyknął do mnie, że chyba bym tak nie chciała.

Drzewa miejscami dominują już nad domami, osiedle się zestarzało, a młodzi ludzie, którzy kiedyś wprowadzali się do nowych budynków, by założyć rodziny, zamienili się po sześćdziesięciu latach w leciwych staruszków. Gdy jednak przejść się między bloczkami, nietrudno przywołać obrazy tętniącej życiem społeczności, która z radością i zaangażowaniem spędzała w tym miejscu całe lata. Bo drzewa mają pamięć i przechowują emocje, zwłaszcza dobre, a tych musiało tu być mnóstwo…

 

Przepełnia mnie wdzięczność, że Warszawa pokazała mi takie, bardzo prywatne i sielskie oblicze. Sady Żoliborskie będą wywoływały we mnie ciepłe wspomnienia, z maleńką nutką niedowierzania, że istnieją. Wspaniale, że zachowały swój pierwotny układ. Prawdziwym cudem jest to, że nikt nie wpadł na skuteczny pomysł, by tę przestrzeń zagęścić nową zabudową. Jestem realistką, obawiam się, że to niestety jedynie kwestia czasu…

 

Wszelkie prawa autorskie do zdjęć zamieszczanych na tym blogu należą do Laboratorium Harmonii

Komentarze

Popularne posty