KOLORY Z NATURY - zabawy z roślinami... w zabytkowej aptece

 APTEKA POD ŁABĘDZIEM - znane wśród bydgoszczan i bardzo rozpoznawalne miejsce na mapie naszego miasta. Posiadająca wspaniałą historię apteka, działająca długie dziesięciolecia, niestety po przemianach ustrojowych zakończyła swą działalność. Przez krótki czas gościła prywatne muzeum farmacji. Ostatecznie trafiła do wachlarza budynków Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy i już całkiem niedługo otworzy swe podwoje, by zapewniać nowe atrakcje muzealnym gościom. Złoty łabędź błyszczy już dumnie we wnętrzu i czeka na odwiedziny, a coraz więcej odrestaurowanych mebli i elementów wystroju zdobi wnętrza obiektu, budując niezapomniany nastrój dawnych czasów...

 

Nie lada gratkę zaproponowało nam MOB w ramach tegorocznej edycji imprezy TeHOFest. Wśród naprawdę licznych muzealnych oprowadzeń, spacerów i warsztatów, znalazły się zajęcia z barwienia tkanin przy użyciu surowców roślinnych. Te ciekawe warsztaty odbyły się w siedzibie Apteki Pod Łabędziem i poprzedzone zostały zwiedzaniem całej przestrzeni aptecznej. Prócz arcyciekawej historii instytucji i samej ptasiej figury, poznaliśmy dzieje mebli w pomieszczeniu ekspozycyjnym. Solidne dębowe lady, regały i szafki mogą wzbudzić najszczerszy zachwyt, gdyż po gruntownej renowacji prezentują się jak nowe. Wzrok przykuwa także dostojna wiekowa kasa apteczna. Podczas prac renowacyjnych obiektu, odkryto pod podłogą przepiękną biało-niebieską mozaikę o secesyjnym wzorze, której fragment udało się odrestaurować i  wkomponowana została ona w obecną podłogę.

Największe wrażenie robi jednak laboratorium galenowe, mieszczące się na niższym poziomie kompleksu aptecznego. Mnóstwo urządzeń, przywołujących skojarzenia z filmowymi pracowniami szalonych alchemików, odzyskało zadbany wygląd i wydaje się, że można by je zaraz uruchomić. Piękny piec z kotłem parowym, suszarnia, destylarka, tabletkarka to tylko niektóre elementy tej niezwykłej kolekcji. Co ważne - jest to oryginalne wyposażenie tego laboratorium, co szczególnie podnosi jego historyczną wartość.

W jednym z pomieszczeń w głębi apteki czekały na nas tajemniczo wyglądające kotły, pojemniki z dziwnymi substancjami i budzącymi respekt cieczami. Przemiłe i anielsko cierpliwe pracownice muzeum przedstawiły nam najpierw historię barwienia tkanin z zastosowaniem środków, jakie oferuje natura.

Barwniki czerpiemy z minerałów i od roślin - co jest wiedzą powszechną, ale że i od zwierząt - to już ciekawostka! O kałamarnicach niby wiemy, ale niemal nikt ich z atramentem nie kojarzy. Odkryto również, że trwałą purpurę można pozyskać ze ślimaków - szkarłatników i rozkolców. Te najstarsze sposoby uzyskiwania czystych barw były kosztowne, a tym samym zarezerwowane dla klas panujących. Właśnie kolorowe ubrania stanowiły niegdyś wyznacznik statusu społecznego, bo ludzie biedni mieli odzież odcieniach szarości.

Jednak naturalne dążenie do pokolorowania świata wszystkich warstw społecznych doprowadziło do poszukiwań właściwości barwiących w roślinach. Mielone korzenie, gotowane płatki kwiatów, miażdżone owoce i wiele innych zabiegów sprawiły, że farbowanie tkanin stało się powszechnie dostępne.

Osobnym kierunkiem poszukiwań były przez stulecia również sposoby utrwalania barw oraz zachowanie ich niezmienności pod wpływem warunków atmosferycznych i zabiegów konserwacyjnych odzieży.

Potem przyszedł czas rozkwitu chemii i rewolucji przemysłowej, więc dziś odzieży można łatwo nadać dowolny trwały kolor.

Warto jednak czasem powracać do źródeł, by tworzyć produkty użytkowe w zgodzie z naturą.

I tym zajmowaliśmy się na warsztatach – bawełnianym torbom nadawaliśmy kolory przy wykorzystaniu barwników, pochodzących z surowców roślinnych.

Przy okazji udało nam się poznać tradycyjną japońską technikę shibori, polegającą na ciasnym składaniu, spinaniu, wiązaniu lub nawet zszywaniu tkaniny, dzięki czemu barwnik nie rozprzestrzenia się równomiernie, co prowadzi do powstawania niepowtarzalnych wzorów.

Zabawa wspaniała, inwencji mnóstwo, a efekt końcowy zachwycający.

Najpiękniejsze wyszły lekko malinowe torby z użyciem marzany. 

 

I jeszcze w oczekiwaniu na zakończenie procesu farbowania mogliśmy się podelektować niedzielnym relaksem pod jabłonkami i gruszami aptecznego ogrodu, w którym niegdyś hodowano zioła, wykorzystywane do produkcji medykamentów.

Organizatorzy TeHOFest zadbali o wygodę w strefie relaksu, zaś najmłodsi uczestnicy warsztatów mogli zrealizować się twórczo w tworzeniu barwnego kilimu na ogrodowym płocie.

 

Kolejna udana niedziela z MOB, kolejna wspaniała propozycja TeHOFest. Pozostaje podziękować z głębi serca… i czekać na kolejne propozycje.

A torba będzie mi towarzyszyć, gdzie tylko się da!

Komentarze

Popularne posty